Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

obozują te łotry!
— To nam chwilowo zbyteczne.
— Jakto?!
— Chodzi tylko o to, aby uniknąć ewentualnego napadu.
— Ale właśnie dlatego, trzeba wiedzieć, gdzie się ukryli!
— Tak, musimy poznać miejsce ich ukrycia, lecz nie miejsce obozu.
— Czy to nie na jedno wychodzi?
— Nie!
— Nie rozumiem ciebie!
— Nie napadną ani na nas, ani na Persów wpobliżu miejsca, gdzie ukryli zrabowane dziewczęta. Nie dopuszczą nas tak blisko do swego obozu!
— Sądzisz, że wyruszą naprzeciw?
— Tak!
— Możemy więc lada chwila natknąć się na tych łajdaków?
— Tak jest! Tutaj rozgałęziły się krzaki nadmiernie, rosną od brzegu rzeki aż hen w step i zasłaniają nam widok; ale czy widzisz tam daleko wyłaniający się zielony zakręt? Osiągnąwszy go, ogarniemy wzrokiem horyzont ze wszystkich stron. Będziemy obserwować okolicę przez lunetę, — nas więc nie zaskoczą!
— Słusznie! — Mam jeszcze jedno pytanie, sihdi! Czy pozwalasz, abym je zadał?
— Naturalnie, słucham cię!
— O Persów nie powinniśmy się troszczyć; przyjęli nasze rady obelgami, lecz myśl o pojmanych dziewczętach nie daje mi spokoju.

160