Strona:Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu/33

Ta strona została skorygowana.
ZOSIA (płaczliwie).

Alboż mamy siły do walki z całą bandą!

FELEK.

Jest ich zapewne co najmniej dwudziestu.

AMELKA.

Moi drodzy, nikt przecież na folwarku rozbójników nie widział.

ZOSIA.

Oho! tegobyś jeszcze chciała... O, byłoby już po tobie...

FELEK.

Zamordowaliby cię natychmiast, Amelciu złota...

GUSTAW (uderza palcem w czoło).

Już wiem.

ZOSIA (biegnie do niego).

Ratuj, ocal nam życie!

FELEK.

Co on tam wie!... po strzelbę iść mi nie dał...

KONRAD (do Gustawa).

Jeżeli ci przyszła do głowy myśl szczęśliwa, nie kryj się z nią, mów prędko...

GUSTAW.

Doskonała myśl.

KONRAD.

Mów-że!

GUSTAW.

Urządzimy barykady.

FELEK.

Jakto? nie rozumiem...

GUSTAW (tłumiąc wesołość, która go ogarnia).

Dalej! do dzieła! (przesuwa stół do drzwi, na nim umieszcza krzesło, przy drugich drzwiach również stawia kilka krzeseł) O, tak, nie damy się! Przy tych drzwiach, za barykadą, staną dwie osoby, trzy zaś przy tamtych, gdzie są same krzesła.

ZOSIA.

Wybornie! (ustawiają się).

GUSTAW.

Gdy usłyszymy co podejrzanego, nastąpi walka...

ZOSIA.

Dzielny nasz obrońco! (wyciąga rękę do Gustawa, wtem słychać ruch od strony krzeseł).

GUSTAW (energicznie).

No, dalej pod barykadę!

KONRAD.

Mówże wyraźnie, kto ma iść...

GUSTAW.

Panie i Felek.

ZOSIA (drżąc).

O, mój Boże, śmierć pewna!...

AMELKA.

Ja idę.

(postępuje parę kroków, nagle drzwi się otwierają krzesła się przewracają i wpada Pawełek).