Strona:Karolina Szaniawska - Kartka z duszy matczynej.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

— Widzę. Jesteś bardzo nieszczęśliwy, dziecko biedne.
— Kazałaś mi szanować i nauczyłaś wierzyć!... a tu wszędzie podłość, wszędzie! zawsze!... Słuchaj matko.... Żona przyjaciela, kobieta, którą szanowałem według twoich nauk, chce dla mnie porzucić rodzinę — żąda bym z nią uciekł.
Biegał po pokoju zaciskając dłonie i krzyczał:
— Podła! podła!....
— Za dużo myślicie o kobietach, rzekłam gdy uspokoił się trochę — za wiele poświęcacie dla nich dążeń i celów wyższych. Wam się zdaje, że kobieta jest sfinksem niepojętym lub zbrodniarką, a ona jest tem, czem wy sami. Gdybyście przyjęli za zasadę, że i mężczyzna powinien również moralnie się prowadzić — że niewierność męża plami tak samo ognisko rodzinne jak niewierność żony, zniknęłyby zagadkowości i zbrodnie, a pozostałby wzajemny szacunek.
Wzrok Józefa płonął. Wpatrzony we mnie, przez długą chwilę mienił się błyskawicami gniewu. Myśli jakieś okropne w nim czytałam.
Sam je odsłonił wreszcie.
— Matko, zapytał głosem przyciszonym, jak stal chłodnym. Wszak znałaś Leona Poziemskiego?
— Od lat dziecinnych znałam go, Józiu.
— On ciebie uwielbia.
— Tego nie wiem.
— Wiesz jednak, że cię kochał?
— Wiem.
— A ty? krzyknął niemal i za ręcę mnie podchwycił.
— Ja kochałam twego ojca.
Do kolan rzucił mi się płacząc:
— Daruj mamo, daruj, matusiu serdeczna!...
Jakże upadł!... Widzi tylko błoto.


∗                                        ∗

List z obwódką żałobną atmosferę naszego domu oczyścił w jednej chwili. Wypędził fałszywych przyjaciół, rozjaśnił twarze, zdziałał cuda. Lakoniczny był, a bogaty treścią:
„Panie Józefie! Od roku jestem wolna i kocham pana do śmierci. Zosia“.
Mam teraz dwoje dzieci tak szczęśliwych, że patrząc na nie trudno mi będzie rozstawać się z życiem. Samolubami porobią się