Strona:Karolina Szaniawska - Maciusiowa nocka.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.
WALENTY.

Któż winien? Ostawiłeś Maćka samego... strachliwy jest, pewno gdzie w jamę się schował i siedzi, a dygocze. Dopóki słonko nie wejdzie, w dużym boru pomiarkować się trudno, cóż dopiero znaleźć chłopaka, co się schował.

KAJTUŚ (chodzi od krzaka do krzaka i rozgląda się).

Jednak, tatusiu, wiem na pewno, żeśmy w tem miejscu spali. Tu woda, trzy drzewa razem, tam droga, na lewo zaś Boża męka.

WALENTY.

Wszak-by chłopak usłyszał, że idziemy a rozmawiamy i odezwał się, jeszcze Maciek!... On-by z radości gotów ze skóry wyskoczyć. Że zaś się nie odzywa...

KAJTUŚ.

Zasnął mocno i nie słyszy. Kapotę mu ostawiłem, owinął się, ciepło mu, to i śpi, jak pod pierzyną. Tatulu, chyba zaśpiewam, obudzę Maćka.

WALENTY.

Śpiewaj se, kiedy chcesz, jeno że zamiast Maćka, pobudzisz ptaki w lesie. Tyle ich wypoczynku, ile nocy, a każde stworzenie snu pragnie.

KAJTUŚ.

Pozwólcie, tatusiu, zaśpiewam. Drzeć się nie będę, jeno aby tak trochę.

WALENTY.

Rób, jak uważasz, bo sprzykrzyło mi się chodzić od godziny do godziny. Nóg nie czuję, a rano do roboty trzeba iść.

KAJTUŚ.

Jutro niedziela, mój tatusiu, dobrze pamiętam.

WALENTY.

Niedziela?... prawda. No, to obleczemy się czysto i pójdziemy do kościoła. Także kawał drogi.

KAJTUŚ (śpiewa).

Wciąż idzie blada nocka
Z wieczora do północka.
Oj, idzie nocka blada
Tu cupnie, tam znów siada,
A za nią, jak za panią...