Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Czasami bardzo rzadko — trafiał się Mordce szlachcic „twardy“, co miał jeszcze trochę gotówki i zbożem chciał po kupiecku spekulować, czekać lepszej ceny. Kto słyszał? trzymać stare zboże do nowego! czy to szlachecka rzecz?
Z takim była najtrudniejsza robota. Lecz i na to miał Mordka swój sposób. Straszył.
Przyjechał, o kupno ani słówkiem nie potrącił, tak przypadkiem... w przejeździe wstąpił. Szlachcic spytał: po czemu zboże? Mordka wtedy opowiadał, że między kupcami gwałt wielki, zboże coraz więcej spada. Podobno w Ameryce urodzaj niebywały, a w dodatku te Niemcy — słyszał od jednego kupca z Gdańska — mają jeszcze cło podnieść. I tak już za granicę nie idzie... a teraz to niewiadomo, co będzie! On sam ma tysiąc korcy pszenicy, kosztowała go po pięć rubli, teraz, żeby się kupiec trafił, sprzedałby bez zarobku... nawet ze stratą... bo później będzie jeszcze gorzej!
Straszył.
„Twardy“ szlachcic słuchał, a choć w gazetach nic o tem nie czytał, przypomniawszy sobie o dokładnych i szybkich relacyach „pantoflowej poczty“, zafrasował się zarówno projektem parlamentu niemieckiego, jak i urodzajem Ameryki.
— Dyabeł nie śpi! — myślał. — A nuż? Trzeba może sprzedać...
Mordka naprzód odgadywał myśli szlacheckie