Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zgoda. Ale mi teraz przyszlijcie paczkę szwicentu...
— Po co przysyłać. Ja wam już przyniosłem tak z dobrej chęci — mówi Berek, wyjmując z chałata zwitek tytuniu.
Wieczorem ćwiartka zboża wędrowała do komory Berka, a choć nazajutrz chłopka dostrzegła ubytek w ziarnie, a chłop zauważył brak dwóch gęsi, obopólne wykroczenia łagodziły winę i kończyło się zwykle na ucinkowem dogadywaniu.
— Jużeś znów garstkę zboża przepaskudził!
— Nie wymawiaj! bo ci się spytam o gęsi, strojnico! — groził chłop.
Tym sposobem, dzięki mądrej taktyce Berka i Ryfki, namiętności cichły, godząc się, jak zwykle, z faktem dokonanym.
Tak więc zacna para sklepikarzy, nie nadwerężając zgody małżeńskiej, nie wodząc na pokuszenie rodzicielskiej surowości, potrafiła sobie wyrobić w sferze „zakazanej“ nawet, liczną klientelę, zyskawszy, prócz zarobku, bezgraniczną wdzięczność i zaufanie.
Rzecz prosta, że o wiele łatwiej szło Liebesfeindom w normalnych warunkach, gdy małżonkowie, żyjący w zgodzie, zachodzili do sklepu po sprawunki, lub gdy małoletność nie stawała na zawadzie.