Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

własnoręcznie przez Franka, zaczynająca się od słów: „Szanowny obywatelu prokuratorze powiatowy!”, zaświadczenie ze szpitala, szkic miejsca wypadku oraz protokół zeznań świadków.
— Nie ma wyników analizy krwi?
Wojenka przestał się uśmiechać. — A kiedy mieli zrobić, redaktorze? Pani wie, jak to jest. Późno, noc, za miastem. Nim przyjechali towarzysze z komendy, minęło trochę czasu. Są zeznania świadków. To wystarczy.
— Nikt nie zeznawał, czy Miedza był trzeźwy — powiedział Muszyna.
Wojenka aż odsunął się z krzesłem od biurka. — Jak to, sugerujecie, że towarzysz sekretarz był pijany?
— Nie sugeruję nic. Stwierdzam tylko, że brak w aktach analizy krwi. Świadkowie mówią o Słomkiewiczu. O sekretarzu nie ma ani słowa.
— Tak, tak, panie prokuratorze — ożywił się Franek. — Właśnie o to chodzi. Okrasa i Lewandowski pili ze mną, ale poprzedniego dnia.
— Słomkiewicz! — huknął Wojenka. — Wy dobrze wiecie, jak było! Byliście pijani. Teraz ludziom mydlicie oczy gadaniem! Piliście?
— Obywatelu prokuratorze...
— Piliście?
— Chciałem coś wyjaśnić.
— Piliście?
— Tak, ale...
— Dziękuję. — Prokurator spojrzał na Muszynę. — Pił, pił, towarzyszu redaktorze. Nie ulega wątpliwości, że był pijany.
— Nie było analizy — powtórzył Muszyna.
— Towarzyszu redaktorze — powiedział Wojenka — od wypadku minęło czternaście miesięcy. Chcecie jakichś dodatkowych informacji — idźcie do komendy. Ja opieram się na faktach, na tym, co tu jest! — Za-