Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

kie, kantówki nie ma. Nawet gwoździ zabrakło! — Machnął zniechęcony ręką.
— Brawo, panie Janie! Trybuna na pewno będzie na medal! — zażartował Turoń.
Stary zapalił. Ręce miał zawalane trocinami. Nie odezwał się więcej. Ludzie w szarych drelichach zaczęli ustawiać naokoło platformy obudowę z płyt pilśniaków. Był to pomysł plastyka — Leluchowicza. Groszek z początku protestował, potem — widząc, że nie starczy desek na obudowę ani choćby na osłonę mównicy — zrezygnował. Kazał tylko odpowiednio dopasować drewniane schodki.
Turoń i Muszyna weszli do gmachu prezydium.
O czwartej trybuna była gotowa. Pracą ludzi w drelichach dyrygował osobiście magister Leluchowicz. Płyty pilśniaki, ustawione naokoło platformy, obito czerwonym płótnem. Z przodu przypięto szpilkami dwie wielkie jedynki i słowo MAJ z kartonu. Za trybuną, na rzędzie wysokich masztów (ustawiono je również dzięki inicjatywie magistra), zawisły długie flagi. Kołysały się leniwie w podmuchach ciepłego wiatru.

Helenka, żona Miedzy, wyjrzała na ganek w chwili, kiedy Józik zatrzymał warszawę przed furtką. Widziała, jak sekretarz sapiąc wysiada z wozu, zatrzaskuje drzwi i macha ręką, żeby Józik nie czekał. Skrzypnęły zawiasy furtki — Miedza w rozpiętej marynarce, z wypiętym brzuchem, w sandałach, z wielką teczką z żółtej skóry, szedł ścieżką między rabatkami białych bratków w stronę ganku. Mniej więcej w połowie drogi musiał wyminąć psa. Wielki dog arlekin drzemał leżąc na ścieżce.
— Co tam, Pajac, co tam? — spytał Miedza. Dog uniósł łeb i stuknął ogonem o ścieżkę.