Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/62

Ta strona została skorygowana.

a podziw ten w Mardule był tak wielki, że nawet nie budził zazdrości.
Mały dwunastoletni chłopiec, czeladniczek, siedział za Nędzą na pniaku jaworowym, bo od wieków jaworami Nędzów Gronik zarośniony był i grał mu na gęsiołkach.
Nędza w krzesanice Czerwonych Wierchów błękitno bielejące między ciemnemi lasami na reglach patrzał. Białe i różowawe obłoczki ukazywały się i nikły. Krzyś przybrał uroczystą minę, a Marduła począł drobne kroki stawiać. Podchodzili niezauważeni przylaskiem rzadkim, dom od wschodniej strony ocieniającym. Krzyś ruszył kapelusz nad czołem i ozwał się:
— Niech będzie pochwalony! Co się tak tam patrzycie?
— Niechże będzie! Witajcie! — odrzekł Nędza, wstając z trawy na widok gości.
— Patrzajcie dobrze — rzekł. — Strasznie tu u nas w Polanach dzieci na coś mrą. U samej mojej siostry umarło dwoje, a trzecie konające. Patrzajcież dobrze! W rzece mgiełka. Tam za lasem, popod turnie — widzicie?
— Widzę — rzekł Marduła. — Obłoczek.
— Obłoczek, wpatrzaj się dobrze, a przysłoń oczy, bo słonko razi. W białej szacie Cicha, bogini moru dziecięcego chodzi, a wianek ma na głowie z czerwonego polnego maku i krwawiącą chustką włosy obwija. Ja tu już uważałem, i że ona chodzić ma, bo kwiaty schły i trawa miejscami tak jakby powypalana: Ona to tam!
— E? — zawołał Marduła z przestraszonem niedowierzaniem.
— O, ona będzie — powiedział Krzyś z dwóch powodów: raz, że we wszystko nadzwyczajnie wierzył, powtóre, że skoro tak potęga Janosikowa widziała i mówiła, to tak musiało być.
— No, to ją widzicie — rzekł Nędza. — Ona tam już dość dawno miga. Czeka pewnie na Kanie, co te dzieci, co