Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
Z ZAKOPANEGO.

Żeby to człowiek psiakrew mógł mieć skrzydła! Takby mi się chciało ztąd nad włoskie morze polecieć! Bo tu jest bardzo pięknie, prześlicznie — naprzykład: podczas lekkich odwilży leżą na śniegu wielkie plamy złote, że wydaje się, iż za Giewontem gdzieś rośnie jakiś olbrzymi las o złotych liściach, z którego wiatr je poobrywał i na śnieg rozmiótł — ale wszystko to jest zimne, smutne i martwe. Kiedy patrzę na tę niebieską płaszczyznę śniegu, bijącą taką masą światła i blasku, aż oczy lśną, przypomina mi się ciągle morze, równie świetlne, równie błyszczące, a takie ciepłe, żywe, ruchome.
Pamiętam jeden świt na morzu. Mieszkałem w Neapolu, na Riviera di Chiaja, gdzie mi do okna świecił nocami Wezuwiusz, a skąd miałem widok na całą zatokę, na Sant’ Angelo, na Capri, jeden zapewne z najpiękniejszych widoków na