Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Melancholia.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

(Do Andrzeja) Więc ty widziałeś, że on zatrzymał się tam, na zrębie lodów, jakby się lękał iść po wodzie tu, ku wybrzeżom?

ANDRZEJ.

Karol? Tak, tak mi się wydawało.

MARYA.

Wuju Anzelmie, czy umierający przebaczają?

KSIĄDZ.

Najczęściej i największe krzywdy. Ale dlaczego pytasz się o to?

MARYA.

Bo ja Karola skrzywdziłam bardzo, bardzo... (Szeptem) On mnie kochał, wuju Anzelmie...

KSIĄDZ.

A... I był twoim narzeczonym?

MARYA (j. w.).

Tak... (Pauza).

KSIĄDZ.

I cóż się stało? Może wolisz, aby Andrzej odszedł?

NARYA.

On wie wszystko. Daliśmy sobie słowo z Karolem, przysięgłam mu wierność. Pojechał na