Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Otchłań.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

mojem jest pokój wieczny. Nie umarłem, a jednak przestałem istnieć na świecie ziemskim. Nic nie pamiętam, wiem tylko, że odpoczywam. Wiem, że byłem zmęczony, inaczej nie czułbym rozkoszy odpoczynku, ale nie nuży mnie i nie męczy już nic. Zapadłem w jakiś sen nie śmierci, ale i nie człowieczy. Utonąłem w bezbycie, w przestrzeni, gdzie nic nie ma krom wiedzy, poczucia tej nicości, która jest szczęściem. Mnie już nic boleć nie może, nic draźnić, nic zmiażdżyć! Zdaje mi się, że odpływam coraz dalej, coraz dalej. Głaz, na którym siedzę, wpłynął na morze, a to morze rozszerza się, rozbiega, staje się istotną nieskończonością. Nic i nic... Niebo zlewa się z morzem, łączy w jedno, w jedność, która jest absolutną próżnią, głębią bez kresu i ograniczenia. O! Co za rozkosz! Roztwieram ramiona — gdziekolwiek sięgnę — nic... Jak ryba w toni wodnej, nurzam się w tym oceanie nicości... Wzbijani się i zniżam... Upaja mnie ten lot... ta nicość...


∗             ∗