Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
13

Mecenas: O ile pamiętam, zacna staruszka nosiła się z myślą zapisania znaczniejszej sumy na rzecz pensjonatu pani. Czyżby się to nie stało?
Pani: Niestety, nie. O tym swoim zamiarze wspominała mi nieraz, cóż z tego — umarła bez testamentu i wszystkie jej obietnice są dziś bez wartości i znaczenia.
Podobno zostawiła jakiś gruby list do Romana, którego narazie nie wolno otworzyć. Mówiła mi o tem Jadzia, która była w Butkowie, podczas śmierci naszej kochanej staruszki i jakoby widziała na własne oczy z drugiego pokoju, iż ta na dwa dni przed skonem wręczyła Michałowi gruby list, mówiąc przytem: „Zatrzymajcie ten list zapieczętowany przez dwa lata i oddajcie go Romanowi, gdy wróci. Wierzę, że on wróci. Uczyniłam pewien ślub, który go ustrzeże od śmierci. Gdyby jednak Roman po dwu latach nie wrócił, list możecie otworzyć.“
Niewykluczona jest w tym liście jakaś wzmianka o moim pensjonacie, czyż jednak można na to liczyć? Przed śmiercją zacnej staruszki dwa razy do roku zajeżdżały wozy pełne przeróżnych jarzyn, owoców, wędlin, drobiu i mąki, oprócz tego poczciwa kobiecina wręczała mi ciepłą ręką po kilka razy w roku zwitki pieniężne, tak, aby nikt tego nie widział (westchnęła). Ej, dobre to były czasy! mogłam dawać dzieciom na drugie śniadanie białe bułeczki z masłem i wędlinami prawie za półdarmo, mogłam utrzymywać cztery biedne uczennice bez żadnego wynagrodzenia, nie licząc Misi Zawiszanki, którą mi staruszka oddała w opiekę. Mogłam wreszcie przed Bożem Narodzeniem i Wielkanocą wypłacić naszym nauczycielom i nauczycielkom większą pensję jako osobną zachętę i nagrodę za ich trudy. I pensjonat rozwijał się ślicznie. Dziś cała ta szlachetna pomoc poczciwej staruszki odpadła, a ja coraz więcej oszczędzam, coraz więcej nie sypiam po nocach i liczę się z każdym groszem, mimo to czuję, że w tym roku końca z końcem nie zwiążę i będę musiała albo sprzedać, albo zastawić rodzinne pamiątki, aby jako tako zaokrąglić rok szkolny. (Znowu ciężko westchnęła.)
Stary mecenas kopcił dalej i pocieszał ją, jak mógł, powtarzając kilkakrotnie:
— Odwagi, moja pani, odwagi, jakoś to będzie, jakoś to będzie.
Ludzie często powtarzają „jakoś to będzie“ i mają słuszność, bo ostatecznie musi jakoś być.