Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ, dziecko!... Co ty sobie myślisz! Tak nie wolno. To wstrętny upór, za który powinnaś być ukarana.
Cisza.
— Powiedz przynajmniej, czyś widziała kiedy chrabąszcza majowego czy nie?... To jedno powiedz, a zostawię cię w spokoju.
Inne dziewczątka szarpią Zawiszankę na łokcie, za rękawy, za sukienkę i proszą szeptem:
— Powiedz, żeś widziała. Co ci szkodzi. No, powiedz!
Ona jednak stoi wciąż nieruchoma jak marmurowy posąg, trzyma rękę przy ustach i zezuje zukosa.
— A! To przecież niegodziwe! — zawołała nauczycielka wkońcu: uderzyła dłonią w książkę. — Powiem pani przełożonej, jak ty się sprawujesz. Najwyższy czas, abyś poszła sobie zpowrotem na wieś, paść gęsi, bo ciebie tu w szkole nie potrzeba. Siadaj.
Misia opuściła się na ławkę, jakby zapadała się w ziemię. Skurczyła się w sobie i dalej siedziała bez ruchu.

Przykra to była godzina — nie lubię takich.
Zdawało mi się, że cała klasa naraz posmutniała, jakby czuła, że dzieje się tu jakaś niesprawiedliwość, a może i dwie niesprawiedliwości.
Pod tem wrażeniem zmrużyłem oczy i usnąłem. Śniło mi się, że w piękną noc księżycową chodziłem po dachu z ogonem pysznie wzniesionym do góry, a z drugiego dachu miaukała ku mnie moja przyjaciółka, Mićka, nosząca na sobie białe futerko, przyozdobione w czarne i żółte łatki. Jasne jej oczka świeciły się w oddali jak dwa brylanty. Dokoła latały majowe chrabąszcze.
Zadzwoniono. Rozkleiłem oczy i, wyskoczywszy z loży, spojrzałem na klasę. Ławki już były puste. Niektóre dziewczątka wybiegły na korytarz, inne skupiły się znowu na środku sali, gdzie Dada pokazywała, jak się oddaje prawdziwy ukłon królewski. Jedna tylko Zawiszanka siedziała wciąż jak martwa w ostatniej ławce i nie patrzyła na świat, jeno w swą posępną, sierocą duszę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .