Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

lubię uderzać w łapki, więc się nie trudziłem, mimo to cieszyłem się z innymi i miaukałem w dowód zadowolenia.
Scena otoczona była splotami świeżej choinki, wydającej woń szpilkowego lasu. Lubię ten zapach, przypomina mi on bowiem polowanie w parku naszej staruszki, gdzie stały wysokie sosny, a w nich gnieździło się i siadało moc różnego ptactwa.
Stefan z pomocą Frani na salę poznosił wszystkie krzesła i foteliki, jakie mamy w szkole. Około szóstej sala była wypełniona po brzegi.
Dziewczątka, biegając z klasy do klasy, kręciły się między krzesłami i zerkały co chwila w ciemne szyby okienne lub też w metalowe przedmioty fizyczne, w których ładnie uczesane ich główki odbijały się niekiedy w bardzo dziwnych kształtach. Było tam naprzykład zwierciadło wypukłe i wklęsłe, do którego dzieci wciąż zaglądały. Co która popatrzy, zaraz w śmiech, bo albo wyglądała pyzato jak bania, albo jak igła, z twarzą popobną do strączka fasoli. Ale to nic... zawsze jakieś zwierciadełko było.
Żałuję, że pani nie kazała zanieść do sali fizycznej mego zwierciadła z jadalni, przed którem nieraz godzinami wysiadywam. Byłaby wielka zabawa.
Ponieważ wszystkie dziewczątka dbały dziś widocznie o to, aby były ładne, więc i ja powiedziałem sobie:
— Mruczku, pomyśl ty także, abyś wyglądał, jak na prawdziwego inspektora i sprawozdawcę teatralnego przystało.
Więc, nim wszedłem na salę, wygładziłem ładnie języczkiem biały przód mojej koszulki pod szyją, aż się błyszczał, jakby był nakrochmalony, potem umyłem twarz obu łapkami, wreszcie podgarnąłem wąsiki i spojrzałem w zwierciadło.
Byłem ładny.
A nie sądźcie, że sam się tylko chwalę, bo oto gdym tylko wszedł na salę, wywijając z gracją końcem ogonka, jedna mamusia, co siedziała blisko drzwi, spostrzegłszy mnie, zawołała uradowana:
— O! jaki ładny kotek!
— Miau! — odrzekłem. To znaczy: dziękuję.
Na to Kizia Bardeska, wyciągając ku mnie ręce, zawołała:
— To nasz kochany inspektor Mruczek.