Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden tylko — jak powiada profesor historji — „osobnik“ zadziwiał mnie swoim spokojem i pogodą umysłu. Był to mój sąsiad z klasztoru, Ihak, mądry osieł, co chodzi dzień w dzień po mieście, ciągnąc za sobą wózek, do którego zamożniejsi mieszkańcy wrzucają resztki swych obiadów dla najbiedniejszych. Stawał on nieraz przed naszą bramą, a jego pan, staruszek z długą brodą, dzwonił ręcznym dzwonkiem, dając znać, że czeka na podarki.
Wówczas niejednokrotnie rozmawialiśmy z Ihakiem przez okno, zwłaszcza latem, gdy skrzydło było otwarte, a ja wygrzewałem się na słońcu.
— Cóż, bracie — zagadnąłem raz — ciężka ta wojna, co?
On na to pomyślał statecznie, bo należy do tych, co zawsze długo myślą, nim coś odpowiedzą, i odsapnął cichym szeptem:
— Ciężka, powiadasz?... hm... Jak dla kogo. Dla mnie coraz lżejsza. Bo w miarę jak się przedłuża, ludzie coraz mniej dają do mego wózka dla biednych, wobec czego coraz swobodniej chodzę sobie po mieście, a wózek sam się za mną toczy i tylko dudni swą pustką.
— Jak myślisz: długo ona jeszcze potrwa?
Zwiesił głowę i znowu myślał statecznie, wreszcie rzekł:
— Potrwa dopóty, póki głupi ludzie nie przestaną śmiać się i drwić z mądrych osłów, a mądre osły nie przestaną słuchać i bać się głupich ludzi. Stąd prosty wniosek, że...
Urwał i umilkł.
— Jaki wniosek? — zapytałem, wyczekawszy dobrą chwilę.
Wyciągnął szyję, podniósł górną wargę i zawołał na całe miasto:
— I-ha!... i-ha! — i-ha!... Ot, masz, to mój wniosek!
— Czy ty, kochany Ihaku, zawsze takie wnioski wyprowadzasz? — zapytałem.
— Zawsze — odrzekł z powagą — i stale jestem z siebie zadowolony... (Trzy kropki).
W czasie wielkiej wojny miałem także kilka potyczek z moim sąsiadem Cisem, bo ten paskarz niecnota w chwilach większego głodu zaglądał także do śmietnika i polował na myszy nie gorzej ode mnie, wytwarzając mi przez to niezdrowe współzawodnictwo.