Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/40

Ta strona została przepisana.

wiedział jego wyiazd. Spieszy; lecz ciągła bojaźft myśl mu i serce osiadła. A gdy rycerstwo odważnie rzuca się na zastęp pogan, pan zamku w trwodze, zawraca swego bieguna i ucieka w gród warowny.
Choć wbiegł do zamku zdyszały i za grubemi murami nie pozbył trwogi tajemnej; skacze z konia, ucieka do żelaznego lochu i tam omdlały czeka niesławnej śmierci.
Rycerstwo jego przecież pobiło pogan, a strażnik z wysokiej baszty powitał zwycięskie chorągwie wracające do zamku. Wszyscy zdziwieni haniebną ucieczką pana zamku, szukali go długo napróżno i znaleźli w lochu na poły umarłego.
Niedługo żył nieszczęśliwy rycerz: całą zimę grzał ciało drżące zawsze przy kominie. Wiosna nastała; roztworzył okno, chcąc odetchnąć słońcem maja. Jaskółka, co na poddaszu ulepiła gniazdko swoje, w przelocie czarniawem skrzydłem uderzyła go po skroni.
Cios był dla niego śmiertelny, upadł jak gromem rażony i po krótkiej męce skonał.
Wszyscy pana żałowali i szczerze płakali, niewiedząc powodu, co potrafiło go tak nagle zmienić. Aż w rok potem, gdy pławiono czarownice, że deszcz długo zatrzymały: ona czarownica zeznała sama, jak odmieniła serce rycerza na serce zajęcze! — Wtedy poznali dopiero ludzie, dla czego z tak mężnego rycerza tak bojaźliwy się zrobił; szczerzej żałowali i więcej płakali, a na jego mogile spalili żywcem starą czarownicę.