Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

toru. Hej ty, mały! Pamiętam, że występowałeś w tej sztuce. Wstań i zadeklamuj nam jakiś wyjątek.
Mysz polna, do której Kret się zwrócił, wstała, przestępując z łapki na łapkę, rozejrzała się po pokoju i — zapomniała języka w pyszczku. Towarzysze dodawali jej otuchy, Kret perswadował i zachęcał, Szczur chwycił się nawet energicznego środka i trząsł ją za ramiona, ale mysz nie mogła opanować tremy. Wszyscy kręcili się gorliwie wkoło niej, niby przewoźnicy, co według przepisów „Królewskiego Towarzystwa humanitarnego” ratują topielca, który długi czas przebywał pod wodą. Wtem zatrzask szczęknął, drzwi się otworzyły i ukazała się polna mysz z latarką, zgięta pod ciężarem kosza.
Nie było już mowy o przedstawieniu, gdy wysypano solidną, realną zawartość kosza na stół. Szczur objął komendę, a każdy musiał czymś się zająć czy coś przynieść. Przygotowano bardzo szybko kolację i Kret, jak we śnie, zasiadł na pierwszym miejscu. Miał przed sobą stół — niedawno pusty — zastawiony gęsto znakomitymi przysmakami; widział rozpromienione twarzyczki swych małych przyjaciół, którzy, nie tracąc czasu, rzucili się na jedzenie, a wreszcie sam — ponieważ był naprawdę zgłodniały — zaczął wsuwać smakołyki, dostarczone jakimś cudownym sposobem, i myślał sobie jak szczęśliwie mu się udał powrót do domu. Przy jedzeniu rozmawiali o dawnych czasach, myszy polne zdawały Kretowi sprawę z najnowszych