Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sami państwo widzicie — mówił do Wincentego — że ja tu jestem potrzebny.
— Jak dziura w moście — mruknął ponury Wątorek.
— Ale tabaka była — odciął się Icek.
— No, raz...
— Ona jeszcze nieraz się przyda. Jegomości nos musi mieć swoją wygodę.
— Do mego nosa ci nic.
— Panie Wincenty — rzekł Icek — ja chcę powiedzieć jedno słowo.
— No...
— Pozwólcie mi tu postawić budę, małą budę, ja jestem nieduży człowiek, moja familia też nie wielka.
— Pewnie gromada dzieci.
— Ile Pan Bóg dał.
— Pięcioro, sześcioro?
— Niech jegomość żartuje zdrów. Jest kilka.
— I na cóż ci buda?
— Będę tu siedział, będę panom służył, co potrzeba, załatwię, przywiozę.
— Ha, możeby...
— Nawet bez urazy pana Wincentego i