Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/116

Ta strona została uwierzytelniona.

widzieć drogę i mostek na niej, przysadziste grusze polne, co się rozsiadły na miedzach, a w oddaleniu kilkanaście wysokich topoli, które wyglądały niby smukłe wieżyczki.
Dziad podniósł się.
Był to chłop dużego wzrostu, barczysty, z miny raczej na zbójcę, niż na ubogiego żebraka-kalekę wyglądał. Piwne błyszczące oczy groźnie patrzyły z pod brwi krzaczystych, czarnych jak smoła. Długie włosy, szpakowate, spadały mu na namiona, broda aż na piersi.
Utykał trochę na prawą nogę i o kuli chodził, właściwie jednak nie była mu ona potrzebna, chyba dla dziadowskiego decorum. Gdy go nikt nie widział, Błażej niósł tę kulę pod pachą, lub na ramieniu.
Oprócz kuli, nosił z sobą i kij dziadowski, długi, sękaty, zakrzywiony w grubszym końcu, a w cieńszym dobrze okuty, powyżej okucia zaś obciągnięty skórką z jeża. Z takim koszturem w ręku mógł dziad między najbardziej złemi psami przechodzić; kolczasta skórka jeża potrafiła je utrzymać w przyzwoitej odległości. Zresztą, ów kosztur potrzebny był raczej dla zachowania tradycyi dziadowskiej, aniżeli dla obrony. Błażej Pokrzywa tak był dobrze w całej okolicy znany, że i psy wioskowe szczekały na niego jedynie ze zwyczaju i z poczucia psiego obowiązku.