Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak kobieta, panie bracie, a że się pytam, złego w tem nic nie ma.
— A któżby o tem myślał, widzę tylko, że się chłopak pani siostrze podobał.
— Na wszystko czas przychodzi, bracie, a jeżeli podejmiemy się obowiązków, to oczywiście powinniśmy je spełniać sumiennie.
— Nie rozumiem, do czego zmierzasz, pani siostro.
— Dziwnie pan brat niedomyślny. Dopóki dziewczęta twoje były małe, patrzyłam na gospodarstwo, na kury i gęsi, żeby zebrać pieniądze na wyprawy; teraz dziewczynki podrosły, muszę więc patrzeć na chłopaków, żeby im znaleźć mężów. Chociaż sama jestem starą panną i na ten los się nie uskarżam, ale Zosi i Jadwini życzę, aby za mąż wyszły.
— Dlaczegóż to tak?
— Bo życzę im lepiej, aniżeli sobie.
Rzekłszy to, ciotka Gertruda wstała i odeszła niby do szafy poszukać czegoś, w gruncie rzeczy zaś, aby ukryć rozrzewnienie. Po chwili była już uspokojona zupełnie.
— Sądziłabym — rzekła — że niechby ten młody człowiek u nas bywał. Chciałabym też zapoznać się z jego matką. Cóż pan brat o tem sądzi?
— Niechby i bywał.