Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/398

Ta strona została uwierzytelniona.

Dopiero, kiedy zegar wydzwonił północ, filozof czarnobłocki podniósł się z ławy.
— Czas już iść — rzekł do Mojsia.
— Spać?
— Nie, nie mógłbym zasnąć przy takich ciężkich myślach.
— Dobranoc wam, Uszer!
— Dobry rok, Mojsie!

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Upłynęło kilka lat.
Czarnebłoto jest takie samo, jak dawniej, tylko na kirkucie przybyło kilkanaście nowych słupków, w brudnych izbach znaczna ilość kołysek, a warstwa śmieci proporcyonalnie zgrubiała.
Obliczono, że na sążeń śmieci trzeba trzech dziadków.
Mojsie Fisch, Jankiel Bas, Dawid Śliwka, Hil Glancman, Uszer Engelman, ci najpierwsi na całe miasto obywatele, żyją w dobrem zdrowiu, tylko postarzeli się cokolwiek. Srebrne nici wplątały się w ich brody, padły na skronie, niby szron zimowy.
To srebro dostaje się ludziom w udziale za wysługę lat; ono wskazuje, że mąż dojrzewa, niby gruszka na drzewie i że niby gruszka z drzewa, może niebawem spaść na ziemię, aby więcej nie powstać.
Mojsie Fisch twierdzi, że taki srebrny patent