Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/65

Ta strona została uwierzytelniona.

sam przez się wcale nie wielki, gdy go wypchać, wygląda jak Lewiatan. Ma ono piękny rynek, ma place specyalne, na użytek jarmarczny przeznaczone; targ bydlęcy, koński i — za wielkiem przeproszeniem — świński.
Targi te rozległe są i nie było zdarzenia, nawet podczas najświetniejszych jarmarków, żeby miejsca na nich zabrakło.
Drogą od Olszanki do Czarnegobłota wiodącej, jedzie wierzchem na chudej szkapie ogromnie czupurny jegomość.
Szkapa pod nim okiełznana i osiodłana. Co prawda, siodło nie zanadto wspaniałe, stara, zniszczona terlica, gołem drzewem świecąca, bo skóra z niej zlazła miejscami, ale zawsze siodło, ze strzemionami, jak się należy.
Mąż na tem siodle siedzący, ma nos potężny, trochę czerwony, wąsiska konopiaste, wielkie, wyraz twarzy zawadyacki, czapkę na bakier.
Jegomość ten jest ubrany w surdut sukienny szaraczkowy, spodnie z płócienka domowej roboty, w kraty czerwone z niebieskiem, buty z cholewami do kolan. Rękę ma narobioną, jak chłop, chociaż chłopem nie jest; cała okolica wie doskonale, że to pan Walenty Wasążek, szlachcic zagonowy z Olszanki.
Ma on własną posiedzialność z obejściem i dzie-