Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

je, czy ten brak jest bardzo dokuczliwy, czy też można go wytrzymać i do jakiego czasu.
Gdyby ich kto przebudził z głębokiego snu, mogą powiedzieć bez zająknienia, ile kto posiada stożków siana i kop słomy, czy ma czem przeżywić konie i bydło do wiosny, czy też je musi na jesieni sprzedać.
Jest taki paskudny inwentarz, na który szanujący się kupiec nie powinien patrzeć, a jeżeli wypadkiem spojrzy i zobaczy, to wypada mu splunąć. Wiejski żydek też spluwa, ale swoją drogą liczy sztuki i ocenia je. Wie on dobrze, ile warte jest prosię, ile chudy podświnek a ile spasiony karmnik.
Jest to obrzydliwe towaroznawstwo, ale w interesie przydatne, a częstokroć się zdarza, że szanujący się kapitalista pożycza chłopu pieniądze na taką nieprzyzwoitą ewikcyę.
Chłop się zaklina, że jak tylko wieprze sprzeda, zaraz dług odda.
Paskudna hypoteka, ale cóż robić? Pilnuje więc chłopa na jarmarku, żeby pieniędzy nie stracił, zanim oddać je zdąży.
Właśnie i Wasążek taką Chasklowi i Juklowi, którzy porozumieli się w dwóch słowach, ewikcyę przedstawiał. Kapitaliści spluwali, mówiąc, że od takiej godnej osoby, jak pan Wasążek, zapewnienia nie potrzebują, że im zwykły rewers wy-