Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/144

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja zostałem zaszczycony godnością przewodnika.
— Zdaje mi się, że Wanda za wiele ciężarów wkłada na pana!...
— Nie złamię się pod tem brzemieniem — i już naprzód cieszę się z naszej majówki. Inaczej człowiek oddycha na świeżem powietrzu, w cieniu drzew.
Mania pochyliła głowę.
— Kto ma smutek, temu wszędzie smutek — szepnęła.
— A, niechże pani tak nie mówi, wszelkie smutki się kończą, a po nich nadchodzą dni pogodne i wesołe.
— A jednak...
— Może wiosna smutki rozproszy?
— Daj Boże...
— Wie pani — rzekł zmieniając rozmowę — panna Wanda ma pewien plan...
— Wandzia ma zawsze świetne plany.
— Mówi pani ironicznie, ale plan rzeczywiście jest dobry. Majówka na dzień powszedni, wycieczka na Saską Kępę, do Wilanowa, do Jabłonny, gdziekolwiek, miejsce jeszcze nie wybrane, ale dzień koniecznie powszedni.
— A robota?
— To mała rzecz, pani Zofia powiedziała, że się zgadza i że urządzi wszystko jak najlepiej. W pracowni zostanie tylko jedna panna, a my wszyscy w świat. Co pani na to?
— Nie wiem, panie Zygmuncie — to przecież zależy od tysiącznych okoliczności.