Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/169

Ta strona została uwierzytelniona.

ją podniesie, jeżeli nie my, panowie? My — dodał, — uderzając się w piersi, — pamiętajcie panowie, że ptak łatwiej nie sfrunie z gałęzi, jak pracownik drogi żelaznej z posady. To mniej więcej miałem panom do powiedzenia, i zarazem dodaję, że z mojej strony uczynię co mogę, aby wam to ułatwić.
Skłonił się z powagą i odszedł do gabinetu. Po chwili przybiegł woźny do p. Zygmunta i wezwał go do naczelnika.
— Siadaj kochany panie — rzekł dygnitarz — szczęśliwy jesteś, w czepku na świat przyszedłeś, otrzymałeś awans i znaczne podwyższenie pensyi; winszuję ci z całego serca.
Zygmunt uścisnął delikatnie podaną sobie rękę i rzekł:
— Przedewszystkiem panu naczelnikowi mam to do zawdzięczenia.
— Mnie, a cóż ja w tem za rolę gram?
— Bez przedstawienia zwierzchności nikt nie bywa awansowany.
— No, zapewne, ale przedstawiając cię z najprzychylniejszą opinią, czyniłem to w poczuciu sprawiedliwości i prawdy... Zasługa i praca, znajomość rzeczy nie powinny być pozostawione bez nagrody.
— Nawet i w takim razie, muszę panu naczelnikowi przedewszystkiem podziękować.
— Sobie raczej niż mnie.
— A, za pozwoleniem, wszakże była mowa o znajomości służby; komuż to zawdzięczam, jeżeli nie panu naczelnikowi, który od samego po-