Strona:Klemens Junosza - Artykuł pana Wojciecha.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

kochać, ale nie może i nie potrafi nienawidzieć długo.
Pan Jan zaprosił sąsiada do siebie, a kiedy ten, przezwyciężywszy wrodzoną nieśmiałość, zapytał go, nie bez pewnego wahania, o córkę, pan Jan odpowiedział:
— Mój bracie, tarde venientibus ossa. Poszła już za mąż na Litwie, przed dwoma tygodniami był jej ślub i niedługo już ją tu jako mężatkę zobaczysz.

. . . . . . . . . . . . . . . .

Odwieczny zegar, antyk z kurantem, stojący w sypialni pana Wojciecha, widział niekiedy, dość często nawet, jak zadumany samotnik patrzył przed siebie, jakby w dal jakąś ciemną, a wtenczas w poczciwych jego oczach błyszczały łzy...
Chowały się one jednak prędko, a pan Wojciech, chodząc po dużej izbie szerokiemi kroki, mówił do siebie:
— I cóż że za innego wyszła? Czyż przestałem ją kochać dla tego? Czy nie powinno wystarczać mi to że ją widzę szczęśliwą, że przez nią wstąpiło we mnie życie nowe? że przez nią tylko ukochałem to wszystko co mnie otacza?... Czyż nie jestem szczęśliwy? A że mi smutno bez niej, wieluż to ludziom smutniej jeszcze na świecie, wieluż więcej cierpiało odemnie!...
Tak sobie wpół z uśmiechem, wpół ze łzami, filozofował człowiek zakochany w mężatce.
Wprawdzie nie po Dumasowsku była ta miłość pojęta, ale rzecz się też działa nie w Paryżu, tylko w Swistułach wielkich lit. C.
To różnica — i dość znaczna podobno. Według skreślonego wyżej programu płynęło dalej życie p. Wojciecha: co wieczór, gdy lato nadeszło, siadywał on samotny w grabowej alei i dumał, i nieraz patrzył się na to, jak dwa wróble biły się o ziarnka pszenicy, jak na nie czaił się kot, na kota pies, a na psa zasmolony kuchta...

. . . . . . . . . . . . . . . . . .
Klemens Junosza.
14 Września, 1877 r.