Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

— Bójcie się Boga, Mateuszu, przecie ja tu nie mogę nocować w tym szkaradnym dole...
Mateusz nie odpowiadał — namyślał się.
— Słuchajcie-no, Abramie — rzekł już po chwili, która się Abramowi wiekiem wydała, — tu jeszcze z godzinkę posiedzicie...
— Co?
— A tak. Wy tu zostaniecie, a ja pójdę po Kogucińskiego; we dwóch wydźwigamy was... ja sam nie potrafię. Odwiążcie sznur.
— To nie może być, ja was nie puszczę — zawołał Abram pół z płaczem, — wy musicie mnie wydobyć!...
— Próbowałem, ale nie mogę.
— Nie, wy możecie, wy musicie módz... ja wam każę módz... ja was proszę, Mateuszu... ja z wami tyle lat handlowałem, ja was nigdy nie ukrzywdziłem... ja was wynagrodzę, ja was pieniędzmi obsypię, ja wam całe dwa złote dam...
— Mój Abramie, co to pomoże? — tłómaczył chłop — nie dam rady i tylo. Po co bałamucić i tracić czas... Idę.
— Proszę was, jeszcze raz spróbujcie.
— Et! próżny zachód, i tyle.