Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

Abram, który tę rozmowę doskonale słyszał, wrzasnął na cały głos:
— Panie Koguciński! nie bądźcie wy waryat! ja was proszę, ja Abram.
— Wszelki duch Pana Boga chwali! — zawołał gajowy — a to co?
— A to taki wilk — rzekł Mateusz. — Z wieczora szedł do was za skórkami, usłyszał, że gęś gęga, chciał ją wziąć i wpadł w jamę; ja przed północkiem szedłem do was, usłyszałem krzyk... chciałem żyda ratować i też wpadłem w dół. Siedzieliśmy w dole do świtu; teraz ja wydobyłem się i jemu pomagam, ale kaducznie ciężki.
Przy pomocy Mateusza i Kogucińskiego Abram wydobył się na powierzchnię. Otrzepał kapotę z ziemi i śniegu i rzekł:
— Nie spodziewałem się po panu Kogucińskim, że mi takiego figla zrobi.
— Alboż Abram jest wilk? Na was nie robiłem dołu.
— Ale zawsze... Kto widział, żeby w lesie urządzać takie interesa. Może przechodzić podróżny, dobry człowiek, najlepszy przyjaciel... pfe! Ja wam powiadam, że wy to wszystko robicie przez złość do żydów.
— Do żydów?