Strona:Klemens Junosza - Fotografie wioskowe.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

Zainterpelował też pokątnego doradcę.
— Panie adwokacie — rzekł, — pan umie wszystkie kodeksy na pamięć?
— Phi! nawet więcej...
— Co pan głowę chłopom zawraca temi sądowemi zębami?
— Nie znasz się, Abramie, na procedurze, lepiej swoich skórek pilnuj...
— No, właśnie, że ja swojej pilnuję i dlatego pan adwokat nie miał jeszcze, Bogu dzięki, żadnej sprawy ode mnie...
— Za dużo gadasz, panie Abramie, a to nie jest bezpiecznie.
— Oj, oj, jak dla kogo... co ja mogę do tego interesu dołożyć? ja chłopom zębów nie wybijam...
— Ale w sądzie Abram bywa, sprawy ma...
— Jak czasem. Komu się nie trafi być w sądzie?
— Z sądu do kryminału niedaleko...
— No, to po co pan adwokat codzień w sądzie jest?
— Słuchaj-no, Abramie, to obelga.
— Jaka obelga, to może być dobra rada, ostrzeżenie.
— Żebyś ty zmarniał, gałganie...
— Mnie się zdaje, że to jest prawdziwa kodeksowa obelga...