Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —

— Uprzedzam pana — rzekła — że widzę wszystko, w pole się wyprowadzić nie dam i bynajmniéj nie mam zamiaru służyć za parawan do osłaniania pańskich awanturek.
Kramarzewski wielkie oczy zrobił.
— Wiesz co, droga Andziu...
— O, przepraszam... zdaje się, że już minęły czasy, w których byłam dla pana drogą Andzią. Wobec faktów, które spostrzegam, możemy się obchodzić bez słodkich przymiotników, stanowią one albowiem rażący kontrast z goryczą, jaką przepełnione bywa serce kobiety uczciwéj i nieposzlakowanéj, zranione śmiertelnie w swojéj dumie...
— Jak dzieci kocham, nic a nic nie rozumiem! widocznie zaszła jakaś pomyłka.
— O, zapewne! jeżeli ci się podoba, nazwij to pomyłką, gotów pan jesteś nawet twierdzić, że pomyłka niewinna... Tak! tak! po waszemu to pomyłka, a wiesz pan, że takie pomyłki religia nazywa grzechem, prawo występkiem, a opinia publiczna... nikczemnością.
Pan Leon z krzesła się zerwał, na twarz wybiegły mu rumieńce i pomimo zimnéj krwi swojéj i całéj uległości dla żony, blizkim był gwałtownego wybuchu gniewu. Nawet w najbardziéj zawojowanym mężu budzi się czasem energia.
— Tego już zawiele! — zawołał. — Tyle lat byłem dla ciebie uniżonym służką, ale od chwili, w któ-