Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — rzekła pani burmistrzowa, — masz rację, ja już dawno mówiłam do męża, że potrzebny nam tu jest lekarz młody, wolnopraktykujący, energiczny... wszak zdaje się, że przy tobie mówiłam, mój Berku...
— Mógłbym tu nawet przed cztery sądy przyświadczyć i przysięgnąć, jak to pani prezydentowa ze sto razy gadała; bo — dodał, zniżając głos i oglądając się na wszystkie strony — przez obrazy wielmożnego prezydenta, to ja wiem, że w całe nasze miasto jest całkiem dwa głowy!! całe parade dwa głowy: pani prezydentowa i ja! jakby nas nie było, to ja nie wiem nawet, w coby się nasze miasto obróciło?
Pani burmistrzowa uśmiechnęła się na ten komplement, Icek zaś perorował dalej.
— Pani prezydentowa pomyślała sobie, co tu potrzebny jest doktór... a Icek zaraz tak zrobił, że tu będzie doktór taki akurat, jak pani prezydentowa w swoje delikatne pomyślenie miała.
— Niepodobna! kiedy? gadajże, stoję jak na szpilkach...