Strona:Klemens Junosza - Trzy psy.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

wyskubać trawkę na przestrzeni siedmiu łokci kwadratowych dziedzińca.
Ściany, które jak twierdzą uczeni mają uszy, słyszały że pan Drejkönig tłomaczył panu Ignacemu jako niedogodnie, nierozsądnie a nawet nieprzyzwoicie jest być kawalerem; że każdy mężczyzna od samego urodzenia przeznaczony jest na męża i że w sąsiedztwie pana Ignacego w posiadłości zwanej Lisia­‑jama znajduje się piękność, która, oprócz przyrodzonych wdzięków, posiada dwa razy tyle gotowki ile potrzeba do spłacenia wierzytelności Szapsi, wraz z kosztami procesu i procentem prawnym pięć od sta od dnia wręczenia pozwu liczyć się mającym.
Wymowa Szapsi, jeżeli nie odznaczała się cyceronowską czystością stylu i pięknością form krasomówczych, miała jednak tę siłę przekonywającą, którą tak świetnie włada Gambetta.
Pan Krzykalski został zwyciężony, nie miał siły odparcia potężnych argumentów... poddał się.
Sam nawet, pobity nieubłaganą logiką i prawdą perory Szapsiowej, przyszedł do tego przekonania, że żona jest darem Bożym, o który każdy człowiek przyzwoity starać się powinien choćby miał się narazić na odprawę zwaną pospolicie odkoszem.
Już Szapsia odjechał, już i kurz na gościńcu spadł na ślady jego dwukołowej biedki, już psy wiejskie dawno przestały szczekać, a pan Ignacy, dumał nad ważnością sakramentu małżeństwa. Myśl jego szybowała w przestrzeniach rojeń i fantazji, w owych sferach uroczych, w których człowiek widzi to, czego nie ma i przez naturalną konsekwencję nie spostrzega tego co jest...
Zadumał się poczciwina, zadumał tak głęboko aż sen skleił mu powieki, a brzemienna myślami łysina pochyliła się i uderzyła z łoskotem w stół dębowy tak silnie, aż jej właściciel krzyknął przestraszony:
— Jezus! Marja! Józef!
Tak to rzeczywistość traktuje marzycieli. W jednej chwili rzuca ich z wyżyn nieba na ziemię — z eterów na bruk, z pierwszego piętra do piwnicy...

II.
Drugi pies.
„W moich oczach smętnych wiecznie
Często gości łezka,
Nikt nie kochał mnie serdecznie
Ukochałam pieska!“
(Śpiew starej panny).

Zostawiwszy pana Ignacego własnemu losowi i własnym myślom, pozwólmy mu dumać i tłuc sobie czoło, a sami jedźmy do dóbr Lisia­‑jama, gdzie w starym do ziemi schylonym i zębami czasu poszczerbionym dworku mieszka samotna, sentymentalna i melancholiczna panna Zofja Brukwicka, córa i jedyna spadkobierczyni Chryzantego i Pulcherji z Łapiguzów Brukwickich.
Jako demokrata z przekonań i z głęboko w sercu wszczepionych zasad, nie będę się rozwodził nad długim szeregiem przodków panny Zofji, z których jedni trzymali propinację, drudzy handlowali wieprzami i wołami opasowemi, inni zaś wypalali smołę i dziegieć — pominę wyliczanie znakomitych dzieł jakie dokonali na polu przemysłu i handlu krajowego — zamilczę o świetnej karjerze ojca panny Zofji i przystąpię wprost do opisania jej samej...