Strona:Korczak-Bobo.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Zrobił dzisiaj pięć zadań z korepetytorem; żeby tak było jedno z tych właśnie. Byłaby już czwórka na przyszły tydzień, — dzisiejsza dwójka byłaby pokryta.
Dwójki dzielą się na niebezpieczne i nie niebezpieczne. — Idzie przecież o to, żeby na kwartał nie wypadła dwójka. Z ruskiego ma już cztery trójki i dwie dwójki. Więc go wyrwie jeszcze na poprawkę, nie jest znów taki straszny, tylko mu czasem fantazja do głowy przyjdzie. Z arytmetyki gorzej, ale też może się jeszcze poprawić.
Jacy szczęśliwi ci uczniowie, którzy dzienników wcale rodzicom nie pokazują — takich jest dwóch, o których Stasio wie. Nikt się nimi nie interesuje, nikt na nich nie krzyczy. Albo ci, którzy mieszkają na wsi — i tylko na święta jeżdżą do domu. — Rogalski jest drugoroczny, a ma własnego kuca w domu — i nic go nie obchodzi.
Tylko jemu Stasiowi, zatruwają życie.
Taki żal czuje Stasio do tych wszystkich, którzy go dręczą.
Dlaczego, jak jemu się powiedzie, rodzice są dla niego dobrzy? Mama pozwala mu i czytać, i drażnić się z Józiem, i rano tak nie krzyczy, żeby wstał, i do grania go nie pędzi, a tatuś bierze do cyrku, albo dorożką. — A jak mu się nieszczęści, to wszyscy zaraz na niego. — Przecież on umie to samo;