Strona:Królowa śniegu (Hans Christian Andersen) 030.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wy pałac, lśniący jak brylanty, przejrzysty jak kryształ.
— O Jasiu! Jasiu! Jasiu! — zawołała dziewczynka, aż obudziła zbojniczkę, która pogroziła jej pięścią ze złości.
— Będziesz ty cicho! — mruknęła z gniewem — czy chcesz, żebym cię zabiła nożem?
Dopiero gdy dzień się zrobił, opowiedziała Marysia wszystko, co słyszała w nocy, a zbójniczka wysłuchała powieści uważnie i w zamyśleniu potrząsała głową.
— Może — może — szeptała. — Czy to prawda, renie? Czy znasz kraj wiecznych lodów?
— A któż go może znać lepiej odemnie? — odparł ren z błyszczącemi jak ogień oczyma. — Tam przecież się urodziłem i wyrosłem, tam biegałem po wielkich, śnieżnych polach.
— Słuchaj — rzekła zbójniczka do Marysi — wszyscy nasi ludzie poszli na wyprawę, matka została w domu, ale ona się upije przy śniadaniu i mocno zaśnie. Wtedy będę mogła zrobić coś dla ciebie.
I tak się wszystko stało. Przy śniadaniu stara zbójnica napiła się z wielkiej flaszki i natychmiast usnęła, — wtedy zbójniczka zbliżyła się z nożem do rena i rzekła:
— Lubię cię straszyć, dotykając nożem twojej szyi, dziś jednak zrobię co innego. Oto przetnę twój powróz i wypuszczę cię na wolność, abyś wrócił do kraju wiecznych lodów; ale musisz zanieść tę dziewczynkę do pałacu królowej śniegu, gdzie znajdzie swego Jasia. Wiesz dobrze o co chodzi, bo wczoraj opowiadała głośno tę historję, a ty lubisz słuchać, co mówią.
Ren podskoczył z radości i gotów był zaraz do drogi. Więc zbójniczka zaczęła ubierać Marysię.