Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

kiem nie zabrudzili. Nie przystawajcie na drodze i siedźcie spokojnie na swoich miejscach. Podczas lekcji katechizmu, słuchajcie uważnie pytań pastora. Żebyście pieniędzy nie zgubili. Podczas nabożeństwa siedźcie cicho i słuchajcie pilnie kazania.
Tadzio nic nie odpowiedział, bo był już na ulicy, a Tola z trudem usiłowała mu nadążyć. W duszy chłopca rodził się bunt. Zdawało się Tadziowi, że bardzo cierpiał, a powodem tego oczywiście była, jak zwykle, pani Linde. Cierpienie Tadzia powstało od chwili zamieszkania jej na Zielonem Wzgórzu, gdyż pani Linde jego zdaniem była osobą bardzo niezgodną i każdego człowieka, czy miał lat dziewięć, czy dziewięćdziesiąt, usiłowała na swój sposób wychować. Wczoraj dopiero przekonywała Marylę, żeby nie pozwoliła Tadziowi pójść na połów ryb z dziećmi Tymoteusza Cottona. Bunt w serduszku Tadzia palił się coraz jaśniejszym płomieniem.
Zaraz na zakręcie uliczki przystanął na chwilę i skrzywił się nieludzko, co wywołało przerażenie w duszy wrażliwej Toli.
— Stłuc ją na kwaśne jabłko! — wybuchnął Tadzio.
— Tadziu, mój drogi, nie klnij, — prosiła Tola błagalnie.
— Przecież słowo „stłuc“ nie jest przekleństwem, a choćby nawet było, to nic mnie to nie obchodzi, — odparł Tadzio ze spokojem.
— Mógłbyś chociaż w niedzielę nie mówić takich brzydkich słów.
Tadzio nie miał zamiaru przyznawać słuszności