Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy goście w najlepsze zapijali herbatę, do stołowego pokoju wpadła jakaś budząca litość postać dziecięca. Maryla i Ania zerwały się przerażone, goście osłupieli. Czyż mogła to być Tola... ta szlochająca istota, z której sukienki i włosów spływały strumienie wody?
— Tolu, co się z tobą stało? — zawołała Ania, rzucając spojrzenie winowajczyni na panią Bell, której dom, jak ogólnie mówiono, był jedynym w świecie, gdzie nigdy nie zdarzały się żadne nadzwyczajne wypadki.
— Tadzio kazał mi się wdrapać na płot zagrody dla prosiąt — skarżyła się Tola — a kiedy nie chciałam, nazwał mnie tchórzem. Więc posłuchałam go, ale zleciałam do zagrody, prosiak wpadł na mnie i zasmarował mi całą sukienkę. Wtedy Tadzio powiedział, iż jeśli postoję pod studnią, to mi ją zmyje do czysta. Pompował i pompował, ale sukienka się nie uprała, a moja śliczna szarfa i trzewiki są zniszczone na nic!
Do końca podwieczorku Ania musiała czynić sama honory domu, gdyż Maryla poszła na górę przebrać Tolę. Tadzia znowu posłała do łóżka, bez kolacji. O zmroku zjawiła się w jego pokoju Ania. Przyszła na poważną pogawędkę — metoda, do której ciągle jeszcze miała zaufanie, mimo iż nie zawsze dawała dobre wyniki. Powiedziała, że jest bardzo zmartwiona jego postępowaniem.
— Ja też jestem teraz zmartwiony — przyznał się Tadzio. — Ale co mam zrobić, kiedy martwię się zawsze po psocie, a nie wtedy, kiedy ją wymyślam. Tola nie chciała się ze mną bawić w piasku, bo bała się zabrudzić sukienkę, więc byłem wściekle zły. Czy Jaś Irving kazałby swojej siostrze wleźć na płot chlewiku, gdyby wiedział, że może wpaść do środka?
— O, z pewnością podobna myśl nie przyszłaby mu nigdy do głowy. Jaś — to prawdziwy mały dżentelmen.
Tadzio przymrużył oczy i przez chwilę zdawał się rozmy-