Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

Od owej chwili, gdy nad stawem Ania odmówiła Gilbertowi wysłuchania jego prośby o przebaczenie, ten poza współzawodnictwem z nią w nauce, ignorował najzupełniej jej obecność w klasie. Gawędził i żartował z innemi koleżankami, pożyczał im książki, omawiał z niemi lekcje i plany, od czasu do czasu odprowadzał tę lub inną do domu. Tylko Ania Shirley nie istniała dlań.
Ania wkrótce przyszła do wniosku, że nieprzyjemnie jest być ignorowaną. Napróżno dumnie potrząsając głową, mówiła sobie w duchu, że to ją nic nie obchodzi. W głębi swego upartego kobiecego serduszka czuła jednak, że to ją bardzo obchodzi, i gdyby raz jeszcze powtórzyć się mogła owa sposobność nad Jeziorem lśniących wód, z pewnością odpowiedziałaby zupełnie inaczej.
I nagle z przerażeniem, które starała się zataić, poczuła, że dawna niechęć, jaką pielęgnowała w sobie ku Gilbertowi, znikła... znikła właśnie wówczas, gdy najbardziej potrzebna jej była dla znoszenia codziennych upokorzeń. Napróżno odświeżała w pamięci każdy szczegół owej pamiętnej sceny z „marchewką“ i starała się rozbudzić w sobie dawne oburzenie. Drgnęło ono po raz ostatni podczas owego spotkania w łodzi. Ania przekonała się, iż przebaczyła urazę i zapomniała, sama nie wiedząc o tem. Ale teraz było już za późno!
Szczęściem przynajmniej Gilbert, ani nikt inny, nawet Djana, nie domyślali się ani na chwilę, jak Ania bardzo na tem cierpiała i jak bardzo żałowała, iż okazała się wówczas tak dumną i nieubłaganą! Postanowiła „ukryć swe uczucia w najgłębszem zapomnieniu“, i należy przyznać, że udawało jej się to tak znakomicie, że sam Gilbert, prawdopodobnie tak niezupełnie obojętny, jak się to pozornie zdawało, nie mógł się pocieszyć ani jednym bodaj dowodem, że Ania żałowała swego pogardy pełnego odwetu. Jedyną jego pociechą było, że niemiłosiernie, bezustannie, acz niesprawiedliwie, żartowała z Karolka Slone.
Zima mijała w ciągłem kole przyjemnych obowiązków