Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

długo wytrzymać. Nie powinnaś płakać, Aniu! będziesz źle wyglądała, bo zaczerwienieją ci się oczy i nos, a wtedy staniesz się już cała czerwona... Mieliśmy dziś bardzo zajmujący wykład. Nasz profesor francuskiego to istna kaczka. Wąsy ma, ot takie!.. Czy masz co do przegryzienia, Aniu? Umieram z głodu. O, wyobrażam sobie, jak cię Maryla obładowała ciastkami. Po to przyszłam tu właśnie. Inaczej byłabym poszła z Frankiem Stockley do ogrodu posłuchać muzyki. Mieszka w tym samym pensjonacie, co i ja, a jest szalenie wesoły. Zauważył dziś ciebie i spytał mnie, kto jest ta rudowłosa dziewczyna. Powiedziałam mu, że jesteś sierotą, przygarniętą przez Cutbertów, i nikt nie wie nic bliższego o tobie.
Ania zaczęła się już zastanawiać nad tem, czy samotność i łzy nie są jednak lepsze od towarzystwa Józi Pay, kiedy ukazały się Janka i Ruby, każda z nich z godłem seminarjum w postaci kokardki ze wstążki purpurowej i szkarłatnej — dumnie przypiętej do sukni. Wobec tego, że Józia chwilowo nie „rozmawiała“ i zamilkła na ich widok, Ania zwróciła się do przybyłych.
— Ach, tak — rzekła Janka z westchnieniem — wydaje mi się, że od dziś rana przeżyłam już wiele miesięcy. Powinnabym w tej chwili siedzieć w domu i kuć mego Wirgiliusza... Ten wstrętny stary profesor kazał nam przygotować dwadzieścia wierszy na jutro. Ale nie mogłam dziś usiedzieć nad książką. Aniu, zdaje mi się, że widzę ślady łez na twojej twarzy. Jeśli płakałaś, nie ukrywaj tego, proszę cię bardzo. To mi powróci szacunek dla siebie samej, bo też zalewałam się łzami, zanim Ruby przyszła mnie pocieszyć. Nie będzie mi tak przykro, że jestem gąską, jeśli i ktoś inny jest nią także. Co to, ciasto? Daj mi ździebełko, dobrze?... Dziękuję ci bardzo... Ach, pachnie Avonleą!
Ruby, spostrzegłszy na stole plan kursów seminarjum, zapragnęła dowiedzieć się, czy Ania będzie się ubiegała o złoty medal.