Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/157

Ta strona została przepisana.

wiązałem się opiekować dziećmi podczas ich nieobecności, nie miałem jednak pojęcia, że coś takiego stać się może. Gdyby to wszystko miało się źle skończyć, nigdybym samemu sobie nie wybaczył, chociaż uważam, że najlepszemu nawet opiekunowi trudno upilnować, żeby dzieci czegoś nie zjadły. A teraz, dzieciaki, marsz spać! Danowi nie grozi już żadne niebezpieczeństwo, więc nie jesteście mu potrzebni. Zresztą i tak nic nikt nie poradził z wyjątkiem Celinki. Ona jedna chociaż miała głowę na karku.
— Straszny to był dzień, — szepnęła Fela w przygnębieniu, gdyśmy cichutko wchodzili po schodach.
— Sami jesteśmy temu wszystkiemu winni, — odparła z powagą Historynka. — Ale później będzie chociaż coś do opowiadania, — dorzuciła.
— Jestem strasznie zmęczona i ogromnie wdzięczna Bogu, — westchnęła Celinka.
Wszyscy podzielaliśmy uczucie Celinki.