Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/257

Ta strona została przepisana.

litosny, jak błysk oczu jadowitej żmiji. Odczułem lęk, patrząc na to obce stworzenie, którem się nagle stała nasza kochana Historynka.
Gdy skończyła swoją opowieść, zaległa krótka cisza, poczem ciotka Janet głosem surowym, lecz z westchnieniem ulgi, powiedziała:
— Małe dziewczynki nie powinny opowiadać takich strasznych historyj.
Najprawdopodobniej ta uwaga ciotki Janet sprawiła, że dotychczasowy czar nagle prysnął. Dorośli wybuchnęli śmiechem, może trochę nieszczerym, a Historynka — znowu ta nasza kochana Historynka, już nie Kobieta-Żmija — zaczęła się tłumaczyć:
— Przecież wuj Roger kazał mi to opowiedzieć. Sama nie lubię podobnych historyj. Czuję, że w takich chwilach zmieniam się zupełnie. Czy wiecie, moi państwo, że przez cały ten czas miałam wrażenie, że sama jestem żmiją?
— I wyglądałaś jak żmija, — uśmiechnął się wuj Roger. — Jak ty, u licha, to robisz?
— Nie umiem wytłumaczyć, jak to robię, — odparła Historynka w zamyśleniu. — To się samo jakoś robi.
Żaden genjusz nie potrafiłby wytłumaczyć, dlaczego jest genjuszem. Gdyby umiał wyjaśnić tę zagadkę, napewno genjuszem by nie był, a przecież Historynka posiadała wielki talent, więc pod pewnym względem była także genjuszem.
Gdyśmy wyszli z sadu, szedłem tuż za wujem Rogerem i ciotką Oliwją.
— Wiesz, Roger, że to jest poprostu niezwykłe u czternastoletniej dziewczynki, — mówiła ciotka Oliwja, tonąc w głębokiej zadumie. — Co czeka to dziecko w przyszłości?
— Sława, — odparł wuj Roger. — Oczywiście, jeżeli