Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/279

Ta strona została przepisana.

ciekawe, jak wówczas, kiedy na noc zjadaliśmy po kilka ogórków. Tak więc propozycja Historynki natrafiła na wyjątkowo odpowiedni psychologiczny moment.
— Przyszedł mi na myśl doskonały plan, — oświadczyła. — Wpadłam na ten pomysł w owej chwili, kiedy wujowie opowiadali o wuju Edwardzie. Najprzyjemniejsze jest to, że będziemy mogli zabawy te urządzać w niedziele, a wiecie przecież, że podczas świąt zazwyczaj bywa najnudniej. Nareszcie wymyśliłam zabawę prawdziwie chrześcijańską, która nikogo napewno nie zgorszy.
— Ale to nie jest chyba religijna gra z koszykiem do owoców? — zagadnęła Celinka z niepokojem.
Pocieszaliśmy się nadzieję, że Historynce napewno nie o tę grę chodziło, gdyż zabawa z koszykiem do owoców pozostawiła po sobie pamięć niezbyt przyjemną. Oto pewnego niedzielnego popołudnia, gdy czas dłużył się nam okropnie i nie mieliśmy nawet nic do czytania, Feliks zaproponował zabawę „w koszyk do owoców“, tylko zamiast rozmaitych nazw owoców, mieliśmy posługiwać się biblijnemi postaciami. Feliks wychodził z tego założenia, że dzięki tym biblijnym postaciom będziemy mogli grę tę uprawiać w niedzielę. Jednogłośnie przyklasnęliśmy temu pomysłowi i przez długie godziny Łazarz, Marta, Mojżesz i Aron, oraz inne znakomite osobistości z Pisma Świętego dotrzymywały nam towarzystwa w starym sadzie Kingów. Ponieważ Piotrek mógł się poszczycić biblijnem imieniem, nie chciał w żaden sposób obrać innego; nie zgodziliśmy się jednak na to, gdyż tem samem miałby nad nami pewną przewagę. Przecież o wiele łatwiej było zapamiętać własne imię, niż przyzwyczaić się do imienia całkiem nowego. Piotrek więc rad nie rad musiał wybrać imię Nabuchodonozor, które dopiero po godzinie nauczył się dokładnie wymawiać.