Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/63

Ta strona została przepisana.

przytem rozmawiali z sobą bardzo poufale. Może przebaczyła mu łatwiej dlatego, że sprawdziły się jej przepowiednie i że odniosła zdecydowany triumf nad Historynką!
— Mam zamiar stale chodzić do kościoła — powiedział jej Piotrek. — Bardzo mi się tam podoba. Nabożeństwa są o wiele ciekawsze, niż przypuszczałem i ogromnie lubię śpiewy. Będę musiał wreszcie zdecydować się, czy zostać Prezbiterjaninem, czy też Metodystą. Myślę, że będzie najlepiej, jak zapytam o to księdza.
— Ach, nie, tego nie rób — zawołała Fela z przerażeniem. — Księża nie lubią, jak się ich nudzi takiemi pytaniami.
— Dlaczego nie? Przecież są od tego księżmi, żeby wskazywali ludziom najbliższą drogę do nieba!
— Tylko dorośli mogą ich pytać o takie rzeczy, ale dla małych chłopców to stanowczo nie wypada, szczególnie dla chłopców do posług.
— Nie rozumiem dlaczego? Zresztą przypuszczam, że i takby z tego niewielki był pożytek, bo to jest przecież ksiądz prezbiterjański i napewno kazałby mi zostać Prezbiterjaninem, a znów ksiądz Metodysta, namawiałby mnie, abym przystąpił do jego sekty. Powiedz, Felusiu, jaka jest różnica między nimi?
— Ja... ja sama nie wiem odparła — Fela zażenowana. — Sądzę, że dzieci nie mogą rozumieć takich spraw. Przypuszczam, że musi być duża różnica, oczywiście, ale nie mam pojęcia jaka. W każdym razie ja jestem Prezbiterjanką i ogromnie się z tego cieszę.
Szliśmy przez pewien czas w milczeniu, każde zajęte swojemi myślami. Nagle padło całkiem nieoczekiwane pytanie ze strony Piotrka.
— A jak Pan Bóg wygląda? — zapytał.
Okazało się, że nikt z nas nie miał pojęcia.