Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

Wybrzeże to, pełne letnich gospód i pięknych kawiarni, jest ulubionem miejscem kąpielowem. Nazywa się Inasa. Zapraszamy księdza na obiad do jednej z małych gospód, a jedząc, rozmawiamy o różnych rzeczach, szczególniej jednak o Kizuki i o Kokuzo.
Przed ostatniem jeszcze pokoleniem, potęga Kokuzo rozciągała się na całą prowincyę bogów, był on niemal tem, czem duchowny władca w Izumo.

Obecnie władza jego nie sięga po za granice Kizuki i jego właściwy tytuł jest już nie Kokuzo ale guji[1]. W wyobrażeniu jednak prostych mieszkańców dalszych prowincyi jest on zawsze jeszcze półboską istotą. Jak wielką czcią był otaczany w czasach dawnych, zrozumie tylko ten, kto dłuższy czas mieszkał pośród ludu w Izumo. Po za Japonją żadna istota ludzka, nie wyłączając nawet Dalai-Lamy w Tybecie, nie była tak czczona i miłowana jak Kokuzo. Wewnątrz Japonii podobne hołdy składano tylko synowi nieba, Tenshi-Sama, pośrednikami słońca z ludem. Jednak cześć, składana Mikadzie, była raczej czcią składaną imieniu, nie osobie realnej, gdyż Tenshi-Sama był zawsze niewidzialnym bogiem o „boskiej powściągliwości”, a, według wiary ludu, nikt nie mógł oglądać oblicza jego. Niewidzialność ta i tajemniczość dała temat do licznych legend

  1. Tytuł Kokuzo istnieje jeszcze, jest jednak tylko honorowym tytułem i żaden urząd nie jest do niego przywiązany. Wszelkie jego religijne obowiązki, zostały oddane w ręce guji.