Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

nienawidzieć i… uwielbiać jednocześnie… Tak! moja natura niezależna, trochę uparta buntowała się przeciw niemożliwości wyzwolenia się z pod uroku, który był powodem mych cierpień… i szczęścia zarazem… Poskromioną byłam, ale nie chciałam przyznać się do tego nawet sama przed sobą… Unikałam cię, aby zmożona miłością wrócić znowu… i byłabym wróciła zupełnie, gdyby nie tamten straszny człowiek…
— Velmot! Czego on chciał od ciebie?
— Występował w roli zaufanego przyjaciela mego ojca… Czego chciał?.. domyśliłam się tego dopiero po pewnym czasie… Zamierzał wedrzeć się w życie Noela Dorgeroux, aby ukraść mu tajemnicę wielkiego wynalazku.
— Dlaczegoś mnie o tem wszystkiem nie powiadomiła odrazu?
— Velmot kazał mi milczeć!…
— Któż cię mógł zmusić do posłuszeństwa?
— Zagroził mi, że w razie najmniejszej niedyskrecyi z mej stromy — zabije cię!… A ja ciebie kochałam, Wiktorynie i bałam się o twe życie. Tem silniej się lękałam, że Velmot prześladował mnie swą miłością, która we mnie budziła tylko wstręt i nienawiść… Znałam go… wiedziałam, że jest zdolny do zbrodni, że w razie potrzeby spełni swoje groźby… Milcząc plątałam się przez to w kłamstwie i zwolna stawałam się wspólniczką Velmota… a raczej wspólniczką ich obydwóch, bo w ciągu zimy zjawił się mój ojciec!.. Och! jakież ja męki przechodziłam… Ten łotr, który ośmielał się mówić mi o swej miłości… i ten ojciec niegodny! Żyłam w ciągłej trwodze i wstyd mnie palił… podtrzymywała mnie jedynie nadzieja, że oni zaprzestaną swych podłych machinacyi, kiedy się przekonają, że nie prowadzą one do celu…
— O… zbrodni nie wiedziałaś nic?…
— Nie!… nie!… na Boga nie!… tego nie przypuszczałam!… Gdybym była przewidziała!… kradzieży nie mogłam przeszkodzić, choć wyznaję — wiedziałam o niej… Ale zbrodnia!… morder-