Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne — perswaduję jej — że zaginął cudowny wynalazek. Nie znałem w życiu nic bardziej wzruszającego od obrazów w Enclos… Mogły one tworzyć przed ludnością nowe horyzonty, których obecnie wyobrazić sobie nawet nie możemy… Kto wie jednak, czy należy tego tak bardzo żałować? Dokładna znajomość przyszłości — jest li ona istotnie warunkiem szczęścia ludzkiego? Może właśnie przeciwnie w równowadze umysłu utrzymuje nas fakt, iż zmuszeni jesteśmy obracać się w ciasnych granicach ziemskiego poznania! Nasza wiedza dostosowana jest do naszych sił umysłowych… Nie jest bynajmniej wskazanem odcyfrowanie prawa, do których nie jesteśmy jeszcze przygotowani…
Benjamin Prevotelle nie ukrywa swego żalu i wzdycha ciągle za rozwiązaniem zagadki. Koresponduję często z tym człowiekiem wielkiej nauki, którego prace zdobyły sobie ogromny a zasłużony rozgłos. Między wierszami każdego listu odgaduję trwożne pytanie: „Czy ona sobie przypomina? czy możemy się spodziewać?…“ Niestety — moje odpowiedzi nie pozostawiają mu cienia iluzyi: „Beranżera nie przypomina sobie niczego. Nie łudźcie się próżną nadzieją.“
Prevotelle pociesza się prowadzeniem ostrej kampanii przeciwko tym, którzy podają w wątpliwość wartość jego hypotezy. Stwierdzić należy, że od czasu, gdy ekran został zniszczony i nie można popierać teoryi materyalnymi dowodami, wzrosłą niepomiernie liczba sceptyków i oponentów, którzy stawiają Benjaminowi Prevotelle‘owi śmiałe choć niezawsze rzeczowo uzasadnione zarzuty. Ma on jednak po swej stronie wszystkich ludzi dobrej wiary, rozumujących bezstronnie. Wiemy wszyscy, wierzymy i jesteśmy najmocniej przekonani, że chociaż przestaliśmy odbierać posłannictwa od naszych braci z Wenus, to jednak oni — istoty o trojgu oczach czuwają nad nami równie bacznie i z tą samą namiętną ciekawością nas obserwują… Pochyleni nad nami za pomocy swoich udosko-