Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

siaj — nie potajemnie, lecz na widoku i z wiedzą całego świata kontynuować dzieło jedno z najstraszliwszych, jakie dotychczas podjął, mieszkać otwarcie pod przybranem nazwiskiem, zabić bezkarnie cztery wchodzące mu w drogę osoby, wtrącić do więzienia kobietę niewinną, przeciw której sam nagromadził jaknajkłamliwsze dowody, a nadomiar złego, dzięki nieznanym wspólnikom, może sięgnąć po miliony spadkowe Morningtona.
„Oto ohydna prawda, którą trzeba było wyjawić. Miejmy nadzieję, że raz wyjawiona wpłynie na bieg wydarzeń...”
— Wpłynie ona przynajmniej na postępowanie tego łotra, który napisał ten artykuł — zaśmiał się don Luis.
Pożegnawszy następnie pannę Levansseur, poprosił do telefonu komendanta d’Astrignac’a.
— To pan, kochany komendancie?
— Tak, czem mogę służyć?
— Czy pan czytał artykuł w „Echo de France?”
— Tak jest, czytałem.
— Czy bardzo pana sfatyguje zażądanie od owego jegomościa, aby wyrównał tę sprawę z bronią w ręku?
— Och, och! Pojedynek?
— Tak trzeba, mój komendancie. Wszyscy ci literaci rozwścieczają mnie swemi elukubracyami. Trzeba założyć im knebel. Ten zapłaci mi za innych.
Wymiana świadków nastąpiła natychmiast.
Redaktor dziennika „Echo de France” oświadczył że jakkolwiek artykuł, nadesłany do redakcyi, był bez podpisu i został wydrukowany bez jego wiedzy, to jednak bierze zań na siebie odpowiedzialność.
Tego samego dnia o godzinie trzeciej Perenna w towarzystwie komendanta d’Astrignaca, pewnego oficera, oraz doktora opuścił w samochodzie swój dom na Palais-Bourbon i śledzony w drodze przez agentów policyi udał się do Parku Książąt.
W trakcie oczekiwania na przeciwnika komendant d’Astrignac wziął Perennę na stronę:
— Mój drogi Perenna — mówił — nie mam o tobie żadnych złych myśli, ale powiedz mi, ile jest prawdy w tem, co piszą pod twoim adresem?