Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.
—   97   —

Jak brzmi twoje prawdziwe nazwisko? Mnie to jest wszystko jedno. Dla mnie jesteś legionistą Perenną i to mi wystarcza. Twoja przeszłość zaczyna się w Maroku. Co się tyczy przyszłości, to wiem, że celem twym jest pomścić Morningtona i rozciągnąć pieczę nad jego spadkobiercami. Jednak jest rzecz jedna, która wprawia mnie w kłopot...
— Mów komendancie.
— Daj mi słowo, że nie zabijesz tego człowieka.
— Dwa miesiące leżenia w łóżku, komendancie.
— To za wiele! Dwa tygodnie.
— Zgoda!
Dwaj przeciwnicy zajęli stanowiska. Za drugiem złożeniem się szpadą redaktor padł raniony w pierś.
— Ach, to niedobrze. Perenna! — strofował hrabia d’Astrignac. — Obiecałeś mi przecie...
— I dotrzymałem słowa, komendancie!
Doktorzy poczęli badać rannego. Po chwili jeden z nich powstał i rzekł:
— Nic wielkiego. Trzy tygodnie wypoczynku w najgorszym razie. Jednak gdyby cięcie było o jeden centymetr głębsze, byłoby po wszystkiem.
— Tak, ale tego centymetra właśnie brakuje — rzucił Perenna.
Wciąż śledzony przez agentów, don Luis wrócił na przedmieście Saint-Germain i wtedy to właśnie zaszedł wypadek, który miał go szczególniej zaintrygować i rzucić na artykuł, zamieszczony w ”Echo de France”, świało istotnie osobliwe.
W podwórzu swego domu zauważył dwóch małych piesków, będących własnością stangreta, a trzymanych przezeń w stajni. Psy te bawiły się czerwonym sznurkiem, koniec którego nawinięty był na zwitek papieru. Don Luis, przechodząc właśnie, rzucił machinalnie okiem na papier. Zauważywszy na nim ślady pisma, podniósł go i rozłożył, a rozłożywszy zadrżał.
Natychmiast bowiem zauważył wstęp artykułu, zamieszczonego w „Echo de France”. Był to istotnie całkowity brulion tego artykułu, pisany piórem, z kilkoma podkreśleniami i poprawkami.
Zawołał na stangreta i zapytał:
— Skąd tu wziął się ten kłębek sznurka?
— Ten kłębek?... Z komórki, w której znajdują