Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

pomina pan też pewnie sobie, że zbrodni dopuszczono się tuż przed północą... Z tego wnioskuję...
— Dosyć, w drogę!
— Ależ...
— Galopem!
— A więc się nie zobaczymy?
— Bądź za pół godziny przed domem, w którym mieszka ten poszukiwany przez nas człowiek.
— Który człowiek?
— Wspólnik Maryi Anny Fauville...
— Ależ nie zna pan wszak...
— Jego adresu? Sam mi go powiedziałeś: B. R. W. 8, a więc Boulevard-Richard-Wallace, numer ósmy. Idź i nie rób tej idyotycznej miny!
Don Luis zakręcił nim w kółko i pchnął otumanionego ze zdumienia brygadyera ku drzwiom, gdzie wpadł on w ręce służącego.
Don Luis wyszedł sam w kilka minut później, śledzony bezustannie przez agentów, którym wypłatał figla, wchodząc do jednej z bram przechodnich i udając się następnie samochodem do Neuville. Wkrótce też stanął przed domem, oznaczonym numerem ósmym, na bulwarze Richard-Wallace.
Mazeroux już go tam oczekiwał przed małym domem, wznoszącym swe trzy piętra w głębi podwórza, otoczonego bardzo wysokim murem sąsiedniej nieruchomości.
— Czy to jest numer ósmy? — zapytał Perenna.
— Tak, ale może zechce mi pan wytłumaczyć...
— Za sekundę, mój stary! Niechaj tylko trochę odsapnę!
Perenna zaczerpnął kilka potężnych haustów powietrza.
— Boże! — zawołał — jak to dobrze jest działać. Doprawdy, że już zardzewiałem. I jakaż to przyjemność tropić tych bandytów. A więc żądasz odemnie wyjaśnień?
To mówiąc, wziął pod ramię brygadyera.
— Słuchaj więc, Aleksandrze i korzystaj z tego na przyszłość. Gdy ktoś obiera sobie jakieś inicyały dla swego adresu na poste-restante, to wiedz o tem z góry, że nie gra w tem roli przypadek, lecz że prawie zawsze mają one jakieś znaczenie,