Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
—   176   —

sędziemu śledczemu. Trzeba tę nieszczęśliwą kobietę uprzedzić, że czynione są na jej korzyść wysiłki. Trzeba ją natchnąć nadzieją. W przeciwnym razie popełni samobójstwo, a śmierć jej obciąży sumienia tych wszystkich, którzy oskarżali niewinną ofiarę zbrodniczych machinacyi. Trzeba...
Nagle urwał. Oczy jego spoczęły na jednym z reporterów, który, trzymając się na uboczu, zdawał się słowa jego notować.
Rzekł z cicha do brygadyera:
— Czy znane ci jest nazwisko tego indywiduum? Nie przypominam sobie gdzie, ale osobnika tego już gdzieś widziałem.
W tej właśnie chwili woźny otworzył drzwi gabinetu sędziego śledczego, który, otrzymawszy bilet wizytowy Perenny, natychmiast kazał go prosić.
Ruszył więc naprzód i już miał wejść do gabinetu wraz z brygadyerem, gdy nagle odwrócił się i wielkim głosem zawołał:
— To był on! To Sauverand! Chwytaj go, bo znów nam ujdzie! Biegnij!
To rzekłszy, Perenna sam począł ścigać uciekającego, a w ślad za nim pobiegli Mazeroux, obecni tam reporterzy i służba. Perenna oczywiście zdystansował wkrótce wszystkich, tak, że w trzy minuty od rozpoczęcia pościgu nie miał już nikogo poza swemi plecami. Goniąc, rozpytywał się jednocześnie przechodniów, czy nie widzieli opisywanego przezeń osobnika. Dwóch przechodniów poinformowało go, że widzieli istotnie jakiegoś mężczyznę, idącego szybkim krokiem, lecz informacye zebrane w ten sposób okazały się błędnemi. Perenna bardzo szybko zdał sobie z tego sprawę, udało mu się jednak stwierdzić, że Sauverand połączył się na wybrzeżu l’Horloge z jakąś blondynką, bardzo ładną, oczywiście z Florentyną Levasseur... Para ta wsiadła do autobusu, odchodzącego z placu Saint-Michel na dworzec Saint-Lazare.
Don Luis zwrócił swe kroki ku małej ustronnej uliczce, gdzie zostawił swój samochód pod nadzorem kolportera gazet. Wprowadził w ruch maszynę i jadąc z największą, jaką mógł osiągnąć,